Rankiem pojechalismy do Hue .Na miejscu byliśmy ok 14 tej.Madzia od rana skarżyła się bóle zoladka.Planowalismy zwiedzić pałac cesarski i wieczorem jechać na północ w kierunku Ha Noi tak aby nie zatrzymywać się tu na noc. Samopoczucie Madzi pogarszalo się z godziny na godzinę. W drodze na stare miasto , po przejściu przez rzekę perfumową było awaryjne szukanie toalety. Pózniej miało już być tylko gorzej. Dosłownie po przekroczeniu tam i bramy do pałacu cesarskiego nastąpił odwrót. Złe samopoczucie potegowala wysoka temperatura powietrza i zupełny brak wiatru . Choć do hotelu zostało nam już tylko ok kilkaset metrów było na tyle złe ze wzięliśmy tuk- tuka. Łóżko ,koc ,herbata ,toaleta- nie wygladalo to dobrze, szczególnie po naszych zeszłorocznych doświadczeniach( tydzień moich problemów zoladkowych spędzony w tajlandzkim szpitalu). Ale może i dzięki tym własnie doswiadczeniom wiedzialem, ze najlepsza na zatrucia jest zupa, a o ta w Wietnamie nie trudno. Był co prawda mały kłopot jak doniesc zupę do hostelu i dalej na 3 piętro. Naszczescie pani w barze zrozumiała i wlala zupę do foliowego worka,zamknela go recepturka po czym wręczył mi go wraz z miska łyżką i oczywiście paleczkami. To czy organizm Madzi przyjmie lagodna zupę miało być diagnoza i każdy wie jak się wtedy czułem. Na szczęście przyjął. Resztę zrobił już Malox, wegiel i prawie doba snu. Następnego dnia koło drugie podejście do Cesarskiego Palacu. Niestety silnie zniszczony podczas amerykańskich bombardowan i tylko w niewielkim stopniu zrekonstruowany. OcaLało zaledwie kilka budynków. Otoczony fosami, grubymi i wysokimi murami, z bramami na każda ze stron swiata palac cesarski dynastii Nguyen - dawna stolica Wietnamu. Niestety tak jak w większości odwiedzanych przez nas muzeów w tej czesci swiata wystawy są mierne. Eksponaty pod gruba warstwa kurzu , nie lsniaza przybrudzonymi szybami. Pod zszarzalym tronem cesarskim rzucone w nieladzie przewody elektryczne z pewnością nie łącza epok. CAłość ekspozycji mogła by być przedmiotem złośliwych żartów , których jednak oszczedze. Widać tu , ze nie na historii socjalistyczne władze tego kraju chcą wzmacniać przynależność narodowa społeczeństwa. Duma napawal nas jeden pieknie odnowiony budynek. Świątynia Pokoju, skrywajaca ołtarze ku czci dziesięciu kolejnych cesarzy z dynastii Nguyen. Jeden z najladnieszych obiektów kompleksu zostal odrestaurowany pod nadzorem polskiego archiekta Kazimierza Kwiatkowskiego i sfinansowany przez Rzad Polski. Wietnamczycy docenili to tablica dziekczynna w wewnątrz. Prawda tez jest taka ,ze choć niektórzy z byłych kolonizatorow finansuja teraz rekonstrukcje zabytków regionu (SEA), to zapewne nigdy nie zwrócą wszystkiego co tu zrabowaly. To również jest powód , jeśli nie podstawowy ubóstwa wystaw tutejszych muzeów. Temu zaś co zostało życzymy wiecej troski.
Zdazylismy zjeść obiad ( Madzia czuła już laknienie) przed dalsza droga do Ha Noi. Ostani odcinek na bilecie kupionym jeszcze w Sajgonie.