Autokary Hans cafe na pierwszy rzut oka wydaja sie wypasienie wygodne a maja jednak jedna wade. Wewnatrz sa trzy rzedy wzdluz pietrowych siedzen-lozek odrodzone dwoma waskimi korytarzami. wlasnie w tych llozko-siedzenieach jest problem. Sa to osadzone na poziomie blasze zwykle fotele samochodowe. Nogi od piet do kolan wklada sie do blaszanego pudla obudowanego z gory i bokow. Na tym pudle spoczywa oparcie siedzenia pasazera z przodu. Na wysokosci kolan pudlo ma ok 30 cm wysokosci ale na stopy pozostaje tylko 10 cm. Czlowiek za sprawa podniesionego z powodu konstrukcji oparcia zsuwa sie na piety, ale co zrobic ze stopami. Nie mozna ich trzymac naturalnie pionowo bo jest tylko 10 cm wysokosci wiec trzeba tak jakos baletowo na boki. Jechaliosmy tak z calym jeziorem labedzim przez 11 godzin. Ok 8 rano wysiedlismy w Hoi An. Wypozyczylismy motorek i dlugo szukalismy hostelu. Musielismy dwukrotnie oddawac motorek gdyz pierwszy mial "gume", a drugi gasl przy kazdym zatrzymaniu.Kolo poludnia zakwaterowalismy sie w pieknej uliczce w calkiem przyjemnym pokoju za 10 $. Powietrze stalo tego dnia a slonce zabijalo zarem. Wsiedlismy na bzyczka i pognalismy 6 km na pobliska plaze. Plaza piekna prawie jak w Sopocie. Nie odmowilismy sobie piwa w knajpie, do ktorego byly lezaki gratis pod palma na plazy. Tu widac bylo ze to nie szczyt sezonu. Z posrod kilkudziesieciu lezakow zajete bylo moze 5. Piwo slonce kapiel...SIELANKA:)Podeszla Wietnamka.Starsza pani na barkach dzwigala na dragu dwa platery wypenione gadzetami.Czego tam, nie bylo?!Wywarzone wazki trzymajace sie na dziobku, figurki, ozdobne paleczki, filizanka do pazenia kawy.Jak by dobrze poszukala pewnie by nawet Gazete Wyborcza znalazla.Urzekla nas pogoda ducha.Mnie ochrzcila budda (z racji fryzury).Na tej pustej plazy mowila ze jest wlasnie happy hour.Wybralismy karty do gry ,ktorych zapomnielismy z domu.Ok 16 glodni wrocilismy do pokoju.Jadamy tu w Azji 2 posilki dziennie -pozne sniadanie i obiad po zmroku(po 17).Poszlismy na starowke. Parterowa, kilkusetletnia, chinska zabudowa .Sklep przy sklepie, kazdy oswietlony lampionami.
Poszlismy do knajpki ,ktora polecily nam w Delcie Mekongu Wroclawianki .Pyszne jedzenie z fantasycznym widokiem na starowke po drugiej stronie rzeki.Objedlismy sie po uszyi i dobrzeze przyjechalismy motorkiem bo niedoszlibysmy z przejedzenia do pokoku.Po powrocie objedzeni padlismy do lozka.W twlewizji transitowano wlasnie mecz badmingtonowy z rozgrywanych w Vientiane miedzynarodowych zawodow.Pewne bylo , ze wygra Wang tylko X czy Y?:-).
Drugi dzien zaczelismy od zwiedzania Hoi An.Wiele zabytkowych budynkow , swiatyn , piekny japonski most.Swiatynie buddyjskie sa przepelnione symbolika . Wszystko ma tu znaczenie i wymowe od ilosci schodow przed wejsciem do zwienczenia dachu. Odwiedzilismy warsztaty rzezbiarskie na drugim brzegu .Zaszlismy tez na targ gdzie kupic mozna wszystko od surowych owocow morza po elektronike.
Wystawy muzealne sa raczej mizerne .To czego nie ukradli kolonizatorzy chowa sie pod gruba warstwa kurzu, jakby to on mial nadawac wartosci historycznej.Jednak urok i klimat tego miasta sprawil ze postanowilismy zatrzymac sie tu na dluzej.
W tym glownym osrodku handlowym w tej czesci Azji ,sprzed kilkuset lat dzis jest ponad 2tys warsztatow krawieckich.Mozna tu uszyc garnitur na miare ,w zaleznosci od jakosci materialu od 50 do 120$.Tutejsi krawcy potzrebuja na to zaledwie pol dnia.
Wieczorem na specyficznym zbiorowisku barow nad rzeka uslyszelismy podczas rozmowy :"jak milo uslyszec polska mowe".Obok przy stoliku siedziala mieszkajaca W USA Polka Ta niezwykle spokojna i ciepla osoba prowadzi tam organizacjecharytatywna i teraz zaczela rowniez pomagac dzieciom tu w Wietnamie.
Kolejny dzien planowalismy poswiecic na odwiedzenie oddalonych o 20 km Gor Marmurowych i China Beach (plazy, na ktora podczas wojny wietnamskiej desantowali sie Amerykanie) .Nie do konca znalismy droge ale kilka kilometrow od Hoi An pewna wietnamka podczas jazdny na motorku zapytala gdzie jedziemy.Okazalo sie , ze ona mieszka pod Gorami Marmurowymi ,wiec pojechalismy za nia.Gory Mrmurowe - w rzeczywistosci marmurowe tylko warstwami,wystaja porosniete z nadmorskiej rowniny.W ostatnia czesc drogi po skreceniu z krajowej drogi polnoc -poludnie jest zaglebiem warsztatow kamieniarskich.Przed warsztatami stoja wystawione produkty.Jedzie sie mijajac tysiace marmurowych tygrysow, smokow i innych rzezb.Niektore z nich nawet kilkumetrowej wysokosci.Byla nawet zrobiona z jednego marmurowego glazu wielka wanna lazienkowa.
Po pierwszych kilkuset metrach wspinaczki zwiedzalismy buddyjska swiatynie i kilkupietrowa wierze swiatynna.Najwieksze wrazenie zrobila na nas jednak , polozona sporo wyzej potezna jaskinia.w komnacie, do ktorej schodzilo sie z gory byly dwa buddyjskie oltarze i niewiadomo czemu kryty dachowka maly domek. Wypelniajacy komnate wrzechobecny dym palonych kadzidel i padajace na ow domek promyki slonca daly piekny efekt Tyndala.
Weszlismy oczywiscie tez na szczyt , z ktorego rozciagal sie widok na cala okolice , morze po pobliskie miasto Danang.