Tego ranka pobudka byla o 5.30- wakacje????Po sniadaniu wyplynelismy na floating market. Plynelismy kanalem wokol ktorego porozrzucane byly domostwa. Przekonalismy sie, ze matka rzek jest zlewozmywakiem, pralnia, ... i zapewne kanalizacja(jednak nie wskazywal na to zapach)Na "plywajacym targu" handluje sie warzywami i owocami. Jest to w przeciwienstwie do podobnego targu z okolic Bangkoku autentyczny rynek. Tutaj turysci sa faktycznie jedynie obserwatorami a nie glownymi kupujacymi. Statki sprzedajacych sa wieksze i wypelnione jednym gatunkiem towaru. Kupujacy poruszaja sie mniejszymi lodkami posrod lodek - straganow. Rynek zaczyna sie o swicie i konczy ok. 10 rano. Sprawnymi ruchamim przerzucaja po 2 szt owocow. Tak, ze rzucaja i lapia obiema dlonmi po jednym owocu w kazdej. Kolory ananasow, mango , kokosow, jackfruitow i innych owocow i zielsk konrtastuja z szaroscia lodek.
Z marketu poplynelismy do fabryki makaronu( wszystkie fabryki o ktorych mowa to raczej rzemieslnicze warsztaty, ktore tradycyjnymi metodami produkuja na potrzeby rynku). Zorganizowane jest to tak zeby turysci bez ingerencji w proces produkcji mogli przyjrzec sie ich pracy. Aby uzyskac makaron ryzowy mocza przez cala noc ryz w wielkich kadziach, Rano miela go i dodaja make "ziemniaczana"(z tropikalnego rodzaju ziemniaka ktorego nazwe nie sposob powtorzyc). Powstala mleczna ciecz o konsystencji ciasta nalesnikowego, wylewaja na rozgrzane ok. 80 cm okragle blaty. Pieka 1 mm nalesniki poczym przekladaja je na slomiane"tarcze" i susza je na sloncu. Wokol warsztatu setki takich tarcz lsnia w sloncu. Po wstepnym wysuszeniu nalesniki ciete sa na ostateczne makaronowe paski.
Z fabryki przeprawilismy sie na wlasciwy brzeg do busa i ok 5 godz drogi do Sajgonu. W miescie zdarzylismy zaledwie znalezc najlepsza cene za open ticket do Hanoi, zjesc cos ogladajac z lokalsami mecz pilki noznej z Timorem Wschodnim. o 20.30mwsiedlismy do busa do Mui Ne.